
Pięć pomysłów na to, jak poczuć klimat włoskiego miasta w jeden dzień
Mój sposób podróżowania zmienił się bardzo w ciągu ostatnich kilku lat. Właściwie to ja się zmieniłam.
Kiedyś liczyła się dla mnie liczba odwiedzonych miejsc, nawet jeśli żadnego z nich dokładnie nie poznałam.
Był plan, lista miejsc do zobaczenia, lista rzeczy do zrobienia i bieganie od rana do wieczora.
Rozumiem tych, którzy żartują, że po powrocie z wyjazdu potrzebują drugiego urlopu, by odpocząć. Ja też wracałam zmęczona i często niezadowolona. Nie dlatego, że podróż się nie udała. Przeciwnie. Tyle, że doba ma tylko 24h, a mój plan wymagał, by była co najmniej dwa razy dłuższa. Nie przewidywał zmęczenia, kiepskiego samopoczucia i braku dyspozycji. W teorii był świetny, w praktyce nie do zrealizowania.
Wracałam niezadowolona i zamiast myśleć o dziesięciu rzeczach, które udało mi się zrobić, skupiałam się na tym, na co zabrakło sił lub czasu.
Dzisiaj liczy się dla nas coś innego. Nie chcemy biegać od rana do nocy. Nie musimy zobaczyć wszystkiego.
Chcemy poczuć klimat miejsca, w którym jesteśmy. Chcemy włoskiego, powolnego podróżowania, które stawia na jakość, a nie na ilość.
Czy da się w ogóle poczuć klimat miasta, w którym spędzamy tylko jeden dzień?
Naszym zdaniem tak. Rozmawialiśmy o tym spacerując po Pizie i zrobiliśmy listę pięciu rzeczy, które można zrobić w kilkanaście godzin, by choć trochę poczuć, że poznaliśmy miejsce, w którym akurat jesteśmy.
Oto pięć pomysłów na to, jak poczuć klimat włoskiego miasta, nawet jeśli jesteśmy w nim krótko:
Wypić poranną kawę w barze
To tam spotkasz Włochów, którzy zamawiają espresso przed pójściem do pracy, czytają poranne gazety i komentują bieżące wydarzenia. Włoskie bary lubię nie tylko za kawę. Lubię słuchać stukotu filiżanek i obserwować pracę barmanów.
Do porannej kawy wybierz coś słodkiego i masz już energię do ruszenia na miasto.
Zwiedzić jedno wybrane, najciekawsze dla ciebie miejsce
Muzeum, kościół, ogród, zamek, stare miasto. Ty decydujesz. Oczywiście “jedno” to liczba umowna. Jeśli chcesz, możesz odwiedzić interesujące cię muzeum, katedrę czy centrum miasta jedno po drugim i jest to do zrobienia w kilka godzin.
Nie zakładaj tylko, że musisz zobaczyć wszystko. Nic nie musisz. Jeśli w miejscu, które odwiedzasz jest jakieś super-słynne muzeum, ale ciebie ono nie interesuje, nie poświęcaj kilku godzin na chodzenie po nim, bo “nie wypada” powiedzieć, że w mieście X nie odwiedziłeś miejsca Y.
Sam decydujesz o tym, co jest najciekawsze dla ciebie.
Skosztować dania typowego dla danego miasta/regionu
Przed wyjazdem poczytaj o lokalnej kuchni. Jaki produkt/ danie jest specjalnością danego miasta/ regionu? Gdzie je znajdziesz? Sprawdź godziny otwarcia lokalu, gdzie chcesz zjeść żeby nie odbić się od drzwi. Wiele miejsc zamkniętych jest w poniedziałki i w porze sjesty.

Usiąść na placu i obserwować mieszkańców
Kiedy już odwiedziłeś interesujące cię miejsca i skosztowałeś typowego dania, odpocznij na jednym z włoskich placyków tak, jak robią to mieszkańcy. Zwolnij. Posłuchaj dźwięków miasta. Klaksonów, stuku filiżanek w barze, włoskich rozmów. O czym mówią siedzący na ławce obok? Poobserwuj grające w piłkę dzieci, seniorów czytających gazety lub grających w karty.
Włoskie place to teatr. Ch. H. Bukowski powiedział:
Ludzie to największy spektakl. I nie trzeba płacić za bilet.
Jesteś zaproszony. Warto skorzystać:)
Wybrać się na wieczorne aperitivo
Aperitivo to dla Włochów symboliczny koniec dnia pracy i początek wieczoru. Kolejna okazja do spotkania i rozmów. Może być wstępem do kolacji lub, sam w sobie, lekkim wieczornym posiłkiem (tzw. apericena). Drugą opcję wybieramy, gdy akurat w danym miejscu jest też transmisja “arcy-ważnego” meczu, który trzeba zobaczyć ;) Swoją drogą obserwowanie kibicujących Włochów to też ciekawe doświadczenie…
Kolej na was. Chcielibyście dopisać coś do tej listy?
Jeśli masz swoje patenty na “powolne” podróżowanie, podziel się w komentarzu.
Chcesz pozostać na bieżąco? Zerknij na nasz profil:
* na Facebooku lub
* na Instagramie.
Zobacz również

Włochy w wersji Slow. O Bra i o powolnym podróżowaniu

Zimowe Bergamo, Wenecja i Florencja czyli dlaczego lubię jeździć do Włoch zimą
