
To nieprawda, że Włochy są dobre na wszystko
To nieprawda, że Włochy są dobre na wszystko.
Że wystarczy wysiąść pod włoskim niebem, zjeść tiramisu, zapić kawą i wszystko się ułoży.
To tylko niegroźny mit powtarzany przez tych, którzy marzą o roli we własnej wersji “Pod słońcem Toskanii”.
Dokładnie cztery lata temu odszedł mój Tata.
Pamiętam jego ostatnie słowa “Wszystko będzie dobrze”, prostą linię na monitorze, głuchą ciszę i to, że nad grobem przypomniał mi się szkolny wiersz o żołnierzach z Westerplatte wędrujących do nieba.
“…a lato było piękne tego roku.”
Kilka tygodni później wzięłam bezpłatny urlop i wyjechałam na miesiąc do Włoch.
Rzym i Neapol.
Piękne miejsca, życzliwi ludzie, a we mnie pustynia.
Nic mnie nie zachwyciło.
Nic mnie nie ucieszyło.
Gdyby nie zdjęcia, nie pamiętałabym nawet, co wtedy widziałam.
Tiziano Terzani powiedział:
“Dlatego podróżowanie niczemu nie służy. Jeśli ktoś nie ma nic w środku, nie znajdzie też nic na zewnątrz. Daremnie szukać po świecie czegoś, czego nie można odnaleźć w sobie.”
Łatwo jest uciec. Zamykasz drzwi i udajesz, że nic się nie stało.
Tylko że powrót boli wtedy podwójnie i ten ból zwala z nóg.
Ja dopiero teraz wstaję i otrzepuję kolana.
To nieprawda, że Włochy są dobre na wszystko.
***
Z miliona rzeczy, za które dziękuję mojemu Tacie wybieram dziś jedną. Bez niej nie byłoby pewnie ani włoskich wyjazdów ani tego bloga.
Dziękuję mu za to, że nigdy nie próbował zniszczyć we mnie miłości do podróżowania, mimo że sam nie wyjeżdżał nigdzie poza rodzinne strony.
Przychodziłam do niego i mówiłam “Tato, jadę tam i tam”.
On zawsze wzdychał i odpowiadał: “Dziecko, jeszcze cię tam nie było…” Potem mi pomagał. Wiedział, że i tak postawię na swoim, więc lepiej zmniejszyć ryzyko zrobienia czegoś głupiego.
Płakał na lotnisku, kiedy zaraz po studiach wyjeżdżałam na rok do Stanów.
Wołał mnie wieczorem na serwis informacyjny. “Chodź, zobaczymy, co robi Putin żebyś była na bieżąco, skoro już jedziesz do tej Rosji.”
“Kasiu, leci program o winnicach w Porto. Niedługo tam będziesz, chodź, pooglądamy.”
Podróżowałam sama. Bał się o mnie, ale nigdy nie powiedział, że nie mogę jechać.
To musi być cholernie trudne być ojcem niezależnej córki.
Kiedy żył, nie podróżowaliśmy razem.
Teraz, przed każdym wyjazdem, proszę go, by mi towarzyszył.
“Spójrz, tato, to jest Neapol, mój włoski dom.
Tak, wiem, ciągle powtarzałam, że nigdy nie wrócę dwa razy w samo miejsce, bo to nuda. Tylko widzisz, dużo się u mnie zmieniło…”
Koniec końców, zawsze wygrywa życie.
Zobacz również

Aromaterapia we włoskim stylu czyli o zapachach Południa w domu

Tylko dzisiaj. Dekalog Jana XXIII
